Słoneczne San Diego
Spędziliśmy w San Diego zaledwie weekend, ale było coś takiego innego w tym wypadzie, a co? Postanowiliśmy postawić na spontan i to chyba cały przepis na udany wyjazd. Hehe, żeby to było tak proste! Może jest, kto wie? Zazwyczaj planując takie wypady chce je spędzić dość aktywnie i planuję, czytam, coś tam sobie szykuję…jednak tym razem, owszem było kilka punktów do odwiedzenia, ale można powiedzieć, że słowem przewodnim wyjazdu był CHILL.
Nocleg zabukowaliśmy w miejscu HI San Diego Downtown, które okazało się “prawie” wszystkim czego potrzebowaliśmy. Było czysto, przestronnie oraz zdecydowanie panowała tam atmosfera europejskiego hostelu, jednakże nie przewidzieliśmy tego, że okna naszego pokoju będą wychodzić na najbardziej głośną ulicę, na której impreza trwała do późna w nocy. Także od teraz już wiem, że stopery są totalnym niezbędnikiem na każdą, nawet krótką podróż. W Ulubieńcach lipca /sierpnia 2021 pisałam Wam o moich sprawdzonych zatyczkach do uszu, które zmieniły jakość mojego snu podczas podróży i bardzo żałowałam, że ich ze sobą nie wzięłam.
Hostel znajdował się w historycznej dzielnicy Gaslamp District, pełnej ciekawej architektury oraz wielu knajpek. Idąc wzdłuż Fifth Ave mogliśmy podziwiać mijane budynki oraz chłonąć wakacyjną atmosferę miasta. Ulice tworzące dzielnicę Gaslamp District to przykłady architektury wiktoriańskiej, włoskiego renesansu i hiszpańskiego odrodzenia otoczone eklektyczną mieszanką współczesnych budynków. Także była to uczta dla oczu.
Jedzenie
Musze przyznać, że niby nic specjalnego nie jedliśmy, ale miałam wrażenie, że jest tutaj większy wybór niż w Seattle. Przechadzając się uliczkami, można było zauważyć dużo ciekawych miejscówek i restauracji, tego że ludzie chcą być na mieście i spotykać się na posiłki. San Diego jest tak ulokowane, że czuć tutaj bliskość kuchni meksykańskiej. Jednakże, tym razem nas jakoś do niej nie ciągnęło, za to skorzystaliśmy z bliskości dzielnicy Little Italy, gdzie mogliśmy się raczyć wspaniałym włoskim jedzeniem.
Jeśli będziecie w San Diego, polecam sprawdzić te miejsca z jedzeniem:
Bobboi Natural Gelato
Breakfast Republic
Gaslamp Breakfast Company
Civico 1845
Plaża Pacific Beach
na plaży, na plaży fajnie jest…
San Diego to nie tylko Balboa Park ( aczkolwiek ja mogłabym spędzić w nim spokojnie kilka dni). To właśnie bliskość Oceanu Spokojnego (Pacyfiku) jest jedną z fajniejszych rzeczy w tym mieście. San Diego, drugie co do wielkości miasto w stanie Kalifornia, ma ponad 100 km wybrzeża i znajduje się tutaj ponad 31 plaży. Także jest w czym wybierać! Padło na Pacific Beach, która okazała się dokładnie tym czego szukaliśmy. Można tutaj było pospacerować wzdłuż plaż, zjeść lody, tacos lub napić się piwa z widokiem na fale. A potem znów wykąpać się, poopalać, zjeść lody i tak przez cały dzień.
Przy plaży znajdują się budki z jedzeniem i lodami, publiczna toaleta, w której można się przebrać oraz droga dla rowerów i łyżworolek oddzielająca domki od piasku.
Przy posągu znajduje się muzeum z wystawą dotyczącą tej wyprawy. Centrum dla zwiedzających wyświetla film o podróży Cabrillo i posiada ciekawe eksponaty. Znajduje się tutaj również model statku San Salvador, którym przybył odkrywca oraz przepiękne mapy.
Latarnia - Point Loma Lighthouse (1855-1981)
Pozostaje tutaj jako przypomnienie wkładu XIX-wiecznych latarników i ich rodzin w morską przeszłość Kalifornii. To ciekawy przykład tego jak żyli ludzie na początku XIX wieku. Jest tutaj dużo osobistych przedmiotów, a przed latarnią znajduje się nawet ogródek! Było tutaj tak przytulnie i miło. Przechadzając się po latarni, od razu nasuwało mi się na myśl jak musiałoby się tutaj podobać Tatusiowi Muminka. Byłoby to idealne dla niego miejsce do pisania memuarów! A nawet Mamusia Muminka miałaby tutaj co robić bo jest tutaj nawet ogródek ;)
23 marca 1891 roku płomień w latarni zgasł na stałe, kiedy ta zakończyła swoją działalność, na rzecz nowo wybudowanej następczyni na niższej wysokości. Jednakże w 1984 roku, po raz pierwszy od 93 lat, światło zostało zapalone przez National Park Service, aby uczcić 130. urodziny tego miejsca!
Po zaledwie weekendzie spędzonym w San Diego, musze przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tym miejscem!
Bliskość oceanu i plaż, to że przez większość roku jest tutaj ciepło oraz ten wakacyjny, śródziemnomorski klimat sprawiają, że San Diego wybija się na tle miast w Kalifornii, które dane mi było do tej pory odwiedzić. Plus to miasto, do którego można się dostać z Seattle zaledwie 3 - godzinnym lotem. Sama nie wiem jak to ująć, ale wydaje mi się, że San Diego ma to wszystko co oferują duże amerykańskie miasta, ale nie ma tutaj jakiegoś takiego nadęcia i przepychu. Zdecydowanie można tutaj poczuć wakacyjny vibe. Normalnie brakowało tylko gofra z bitą śmietaną. Hmm…ale było włoskie jedzenie…dla każdego coś miłego ;)
Nauczką dla mnie samej jest to, aby takie posty robić zaraz po wycieczce. Mam nadzieję, jednak że zdjęcia przekazały Wam dużo atmosfery jaka panowała w San Diego, bo jak na taki weekendowy wyjazd to dość dużo udało się nam zrobić/zobaczyć.